20 haseł, które najczęściej musisz czytać pod swoimi zdjęciami z jedzeniem
To jeden z tych tematów, które chodzą za mną miesiącami i latami, aż w końcu przelewa się czara goryczy i trzeba dobitnie wyrazić swoje zdanie.
Nic mi się obecnie nie rozwija tak pięknie jak mój Instagram. Jeszcze niedawno byłem tam sam, a dziś patrzę jak lecą kolejne tysiące. Love to miejsce, wrzucam sporo fotek z jedzeniem i dzisiejsza(ta powyżej z batonikami) niczym szczególnym się nie różniła, poza jednym – zahaczała o temat zdrowego jedzenia, a gdy dopuszczasz się tej zbrodni, masz pewność tylko co do jednego: zlecą się do ciebie dietetyczne dziwolągi, ludzie, którzy prawdopodobnie karmią się energią słoneczną, a świat wokół nich jest tak bardzo EKO, jakim nie była matka ziemia nawet w czasach Flinstonów.
Nie lubię skrajności, nie przepadam za radykalistami i nie sprawia mi przyjemności czytanie komentarzy ludzi, którzy za wszelką cenę starają mi się udowodnić, jak niezdrowo żyję.
Otóż żyję bardzo zdrowo, bo wyznaję zasadę, że wszystko jest dla ludzi. I mleko prosto od krowy i mleko w kartonie. I jajka „zerówki” i „trójki. I żywność przetworzona i nieprzetworzona. Soki sam wyciskam, ice tea z dużą ilością stewii sam robię, wodę filtruję, a mimo to w lodówce mam zawsze butelkowaną wodę, soki, colę i mrożoną herbatę. Używam kosmetyków „eko” i im podobnych, co zresztą wielokrotnie opisywałem na blogu, ale też tych, na które dziwolągi krzyczą „sama chemia”. Codziennie gotuję, grilluję, duszę, smażę i nie robię zapasów na kilka dni, bo zawsze muszę mieć świeże jedzenie w lodówce. Ziemniaki polewam tłuszczem. Kotlety najlepsze są w panierce. Warzywa gotowane. Pisząc ten tekst mam obok siebie na talerzu pokrojonego arbuza i kiwi w plasterkach. Kiedy kupuję czekoladę, najpierw patrzę na te duże. Albo biorę od razu dwie małe. Regularnie się badam i wszystko mam w normie. Jestem całe życie na diecie i od zawsze ważę mniej więcej tyle samo.
W jedzeniu zawsze najważniejsze było to, czy jest smaczne, a nie zdrowe. I czasami po prostu jednego z drugim nie da się połączyć. Wtedy na pierwszym miejscu jest smak. Albo wygląd, bo przecież musi dobrze wyglądać na insta.
Drogie dietetyczne dziwolągi. To jest kulturalny i pozytywny blog, więc muszę wyrażać się trochę tęczowo, choć chciałbym dosadniej. Nie po drodze nam. Może się umówimy, że ja nie będę interesował się wami, a wy moim blogiem, instagramem i fanpejdżem? Po co nam nierówna walka, baniki, blokadziki kont i takie tam okropności…
No, to przeczytajcie poniższe hasła, przyswojcie i już nie grzeszcie. Nie wszystkie są „zakazane”, niektóre po prostu już mi się znudziły.
Całuję, paaa!